Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Death to 2020

Autorstwana 18 stycznia 2021

Czy nowa produkcja Netflixa, Death to 2020 (bo polskie tłumaczenie „Giń, 2020!” jednak mi nie siedzi), zmieniła coś w moim życiu? Nie. Czy uważam, że jest ona wysokich lotów? Nie. Czy poleciłabym ją moim znajomym? Zdecydowanie tak. 

Ale chwila, dlaczego Ty się w ogóle wypowiadasz na temat filmu, jak nawet nie lubisz ich oglądać i w sumie się na tym wcale a wcale nie znasz? No, to chyba właśnie ta polska mentalność, „nie znam się, ale się wypowiem”. Chociaż może tak naprawdę to kwestia życia w pandemii, które nauczyło mnie prostego myślenia – dystans albo śmierć. I owszem, uważam, że obecna sytuacja jest dla nas naprawdę okropna, ale jednocześnie jestem zwolenniczką tego, by wyciągnąć z niej jakieś wnioski i nauczkę na przyszłość. Właśnie dlatego myślę, że warto obejrzeć ten film (choć określenie film również z jakiegoś powodu mi tutaj nie siedzi). 

W zasadzie to wszystko, co przyciągnęło mnie do tej produkcji, okazało się być… no, trochę clickbaitem. Po pierwsze moją uwagę przykuł sam opis, który Netflix zaproponował. A konkretniej ostatnie zdanie – „Dzieło twórców Czarnego Lustra”. Seria ta bardzo przypadła mi do gustu, był to więc pierwszy znak, że Death to 2020 może okazać się dobre. Cóż… Być może fakt, iż posiadam pamięć złotej rybki i z prędkością światła zapominam to, co obejrzę, jest istotną przeszkodą w tej kwestii, ale nie odnalazłam tu chyba żadnego podobieństwa. Co więcej, może sama trochę się oszukałam, bo jakby nie patrzeć, nikt nie napisał, że będzie to kontynuacja Czarnego Lustra, a raczej ja sama dopowiedziałam sobie w głowie, że może mieć to jakiś związek. Mimo tego liczyłam na pewną tajemniczość typową dla tego serialu, choć jest to zarówno plusem, jak i minusem – niby się zawiodłam, ale z drugiej strony, ta tajemniczość chyba by się tutaj nie sprawdziła. Netflix próbuje przyciągnąć widzów także obsadą – wymienia Samuela L. Jacksona, Hugh Granta i Lisę Kudrow. Ja oczywiście dałam się „złapać”, choć może to niewłaściwe słowo, bo nie mogę powiedzieć, że obsada mnie zawiodła. Samuel L. Jackson jest po prostu… sobą (ale to dobrze), Hugh Grant gra świetnie i Lisa Kudrow też, mimo tego, że zaproponowano jej taką, a nie inną rolę. Liczyłam, że będzie to coś lepszego, choć pewnie do przewidzenia było, że zagra to, co zawsze. No, ale ja się nie znam i tym będę się bronić, gdyż jest to tylko subiektywna opinia zupełnego laika, a fani kina pewnie spojrzą na to inaczej. 

Szczerze muszę przyznać, że nie zrobiłam nawet najprostszego researchu i sam opis został przeze mnie tylko pobieżnie przeczytany, więc nie do końca wiedziałam, co w tym filmie się zadzieje. Wiedziałam tylko, że będzie to komediowe spojrzenie na poprzedni rok, który delikatnie mówiąc nie był najlepszy. I tutaj przechodzimy (wreszcie) do treści. Film jest ironicznym spojrzeniem na wydarzenia 2020 roku, komentowanym przez „specjalistów” mocno zorientowanych na własne, czasem silne bądź kontrowersyjne poglądy. Wybór jest dość szeroki – od rasistowskiego historyka (Hugh Grant) przez typową Karen, aż po sfrustrowaną i nieprzebierającą w słowach psycholożkę (Leslie Jones). W zasadzie wszystkim osobom, a nawet wydarzeniom, coś zarzucono. Potocznie mówiąc zjechano od góry do dołu konkretne postawy, konkretnych ludzi, jak i konkretne wydarzenia 2020 roku. Wszystko bogato okraszono mocnym żartem, choć może niekoniecznie wysokich lotów, wydaje mi się jednak, że mimo to dość przyzwoitym. 

Przechodząc do sedna, nie uważam, by była to zła produkcja, ale nie jest też ona na wysokim poziomie (mój Filmweb mówi, że dałam 8 gwiazdek, ale ten temat przemilczmy). Według mnie najważniejsze jest wyniesienie z tego kluczowej rzeczy – dystansu. Zamiast emocjonalnie podchodzić do wydarzeń 2020 roku, warto odnieść się do nich z potężnym dystansem, może żartem i odjąć sobie zmartwień. Film w pewien sposób jest także podsumowaniem – nasze życie zdominowała pandemia i być może jest to tylko moja subiektywna opinia (w końcu mam pamięć złotej rybki), ale chyba znajdą się jeszcze inne osoby poza mną, które także zapomniały o tym, że na świecie działo się coś jeszcze poza szalejącym covidem. W dodatku trwa tylko godzinę i dziesięć minut, więc jego obejrzenie nie powoduje ogromnej wyrwy w życiu, więc nawet jeśli nie przypadnie Wam do gustu, to zbyt wiele nie stracicie. 

Myślę też, że tę produkcję warto traktować w kategorii ciekawostki i pewnego rodzaju odskoczni od tradycyjnego dokumentu, dlatego też niespecjalnie jestem za określaniem Death to 2020 filmem. Podsumowując jednak, uważam, że w mojej nieprofesjonalnej opinii osoby nieznającej się na temacie, jest on warty obejrzenia. Może nie zmieni Waszego życia o 180°, ale jeśli dobrze do niego podejdziecie, to być może wyniesiecie z niego podejście, które przyda się teraz nam wszystkim – dystans.

Paulina Massopust


Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close