„Darker than Black” recenzja popełniona z nostalgii. Ciemna strona mocy
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 28 kwietnia 2023
Wyobraźcie sobie, że losowego dnia po prostu z niczego na świecie pojawiają się dwa tajemnicze zjawiska, które później zostaną nazwane bramami. Brama Niebios w Ameryce Południowej i Brama Piekielna w Tokio. Przy okazji tego fenomenu niektórzy ludzie zaczynają zyskiwać nadnaturalne moce, które odbierają im ich człowieczeństwo oraz wymagają spełnienia specjalnych warunków do aktywacji. Ci ludzie natychmiast zostają zaangażowani przez kryminalne organizacje, szczególnie międzynarodowy Syndykat, który zdaje się kontrolować cały półświatek.
Jeśli ten opis sprawił, że zaczęliście myśleć o shounenach, budowaniu przyjaźni przez gangsterów i walkach w imię większego dobra to… ogromnie się mylicie.
Zamiast tego dostajemy zabójstwa na zlecenie, tonę mrocznej i krwistej rozpierduchy i brak moralizatorstwa. Mówiąc krótko, Darker then Black jest mocnym akcyjniakiem skierowanym do raczej starszych widzów, lubiących twarde science fiction i baddasowych protagonistów.
Mroczny rycerz?
Ogromną zaletą całej serii jest jej główny bohater, Hei. Mężczyzna posiada moce kontraktora, jego zdolności opierają się na kontroli elektryczności i nie wacha się ich użyć, np. by usmażyć mózgi swoich przeciwników. Do tego posiada wręcz nieludzki talent do walki i zabijania. Bardzo podobało mi się konfrontowanie opinii postaci pobocznych o Mrocznym żniwiarzu (pseudonim nadany Heiowi) z jego luźnym i spokojnym podejściem do życia i zimnym profesjonalizmem w trakcie wykonywania zleceń. Mieliśmy dzięki temu jego pozornie zwyczajne życie jako miłego sąsiada, opinie o nim jako żywej legendzie i jego personę uzewnętrzniającą się w trakcje misji.
Same sprawy również zasługują na osobne słowa uznania. Nie są bezmyślnym pretekstem do wrzucenia postaci z supermocami i prowokowania ich do walki, a raczej faktycznie mają strukturę tajnych zleceń. Hei często musi przeniknąć pod przykrywką do jakiegoś obiektu lub wejść w relację z celem, a dopiero później otrzymujemy bardziej nastawione na akcje sceny, w tym pojedynki. Działa to dobrze dzięki podziałom odcinków, większość akcji dzieli się na 2 epizody. Najczęściej Hei jest mało widoczny w tle w trakcie pierwszego odcinka, by w drugim pokazać nam jego perspektywę na włamywanie się, walkę oraz kradzieże. Może być to potencjalną wadą dla oczekujących ciągłej nieprzerwanej akcji, choć ja sam traktowałem to jak misje skradankowe, które były preludium przed świetnymi bijatykami.
Bijatykami, które opierały się na wspomnianych mocach kontraktorów, dzięki czemu dostawaliśmy kreatywne super moce, które wymagały specjalnego przygotowania: w środku walki może zdarzyć się sytuacja, że kontraktor zmuszony będzie do wyrwania sobie części włosów, żeby aktywować moc. Innym razem potężna zdolność może zmusić Heia do analizy, szukania luki lub starcia z przeważającą siłą a nawet nieznanymi zdolnościami, które bohater będzie musiał rozpracowywać już w trakcie starcia. Dodaje to taktycznego wymiaru i sprawia, że przynajmniej dla mnie te pojedynki były jeszcze bardziej fascynujące.
Sama animacja i grafika pomimo lat wygląda wciąż bardzo dobrze, anime jednak zostało wydane w roku 2007, więc nie ma co po nim oczekiwać takich fajerwerków, jak chociażby w Hell’s Paradise lub serialach studia Ufotable. Jest to po prostu dobra jak na tamten czas robota od studia Bones. Pozwala też na trochę nostalgiczny powrót do starszej kreski, co oczywiście nie każdemu musi się podobać.
Ciemniak jestem, fabuły nie rozumiem
O ile kwestia gangów, syndykatu i walk między przestępczymi frakcjami była dla mnie w miarę jasna i interesująca, tak szczerze muszę przyznać, że kwestie Sci-Fi chyba były zbyt ciężkie jak na moją prostą mózgownicę kulturoznawcy. Jedna sprawa, że anime oglądałem dość dawno i część rzeczy mi się pomieszała, druga, że czytając analizy widzów miałem wrażenie, że oglądałem inne show.
Tajemnica bram, mocy i tego wszystkiego powinna mnie w teorii interesować, w praktyce poczułem się przytłoczony i chyba nie zrozumiałem wielu wątków, które mogą spodobać się bardziej wytrwałym fanom twardego science fiction.
Część widzów narzekała dość intensywnie na drugi sezon, w którym protagonista pod wpływem pewnych zdarzeń wyraźnie się stoczył. Ja lubiłem ten sposób prowadzenia postaci, gdyż miał on dla mnie sens w kontekście sezonu pierwszego i 4 odcinkowej OVA. Podobało mi się też, że pomimo słabości, nałogów i generalnie znajdowania się blisko dna Hei wciąż spuszczał wrogom łomot i dalej był badasem, złamanym, słabszym, lecz wciąż badasem.
Ciemność za oknem idę spać (taaa, tak naprawdę znowu będziesz oglądał anime do 3 w nocy)
Sam tę recenzję popełniam z prostej nostalgii za tytułem, który kiedyś dostarczył mi wielu emocji i po prostu nie chce wylecieć mi obecnie z głowy. Jeśli opis ten Was przekonał, to czeka 41 świetnych odcinków, a jeśli to nie Wasze klimaty, to dzięki za wytrzymanie moich wspominków o tym animcu. Tak czy siak uważam, że tytuł ten nie jest zbyt popularny, więc dokładam swoją cegiełkę i być może kilka osób więcej dowie się o tej produkcji lub przypomni sobie jej seans i dołączy ze mną do nostalgicznych wspominek. Bo to po prostu było dobre show.
Patryk Długosz