Czy można być Żydem „tylko czasami”?
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 5 kwietnia 2023
Dotychczas o Żydach, ich kulturze i historii miałam możliwość czytać tylko przy okazji sięgania po literaturę obozową, wojenną i Biblię. Wydaje mi się, że w zasadzie spojrzenie na naród żydowski przez pryzmat Holocaustu nie jest rzadkością, a nawet można takie podejście uznać za powszechne. Nieczęsto bowiem zdarza mi się spotkać z kimś, kto ma na temat judaizmu i historii wyznawców tej religii jakąś szerszą wiedzę i inny ogląd na ich egzystencję. Tym bardziej, jeśli mówimy o współczesnych Żydach. To właśnie z chęci zapoznania się z życiem, poglądami i podejściem do historii osoby o korzeniach żydowskich, urodzonej długo po wojnie, sięgnęłam po książkę Euarda Halfona Klasztor. Żałoba wydaną nakładem Wydawnictwa Czarnego.
Eduardo Halfon to pochodzący z Gwatemali pisarz, urodzony w rodzinie o żydowsko-arabsko-polskich korzeniach, który w wieku dziesięciu lat wyjechał wraz z całą rodziną do Stanów Zjednoczonych. Dotychczas opublikował kilka tomów opowiadań i powieści, w tym także nieformalny cykl autobiograficzny, w którym opowiada o losach swojej rodziny, a który przyniósł mu największe uznanie.
Klasztor. Żałoba to właściwie dwie minipowieści wydane w jednym tomie, w których Halfon opowiada o wyprawach śladami przodków rozsianych po całym świecie. Są to opowieści o tyle zaskakujące, że prezentują zupełnie inne spojrzenie na kulturę żydowską i na mentalność osoby o żydowskich korzeniach. Nawet trudno tu mówić o jakiejś fabule.Mamy natomiast do czynienia z luźno ze sobą powiązanymi, przeplatającymi się z teraźniejszością wspomnieniami. W tych historiach nie ma Boga, wiara nie jest czymś nadrzędnym, lecz raczej czymś, co istnieje gdzieś poza świadomością narratora. Modlitwa, którą matka szeptała mu w jidysz przed snem, nie przynosi dziecku żadnego ukojenia. Są to tylko wersy wypowiadane co wieczór z pamięci, nierzeczywiste, abstrakcyjne, znaczące właściwie tyle, co nic. Jest to proza pełna mroku, tajemnicy, poszukiwania… Poszukiwania prawdy o świecie? Prawdy o historii? O rodzinie? O religii? A może to poszukiwanie tożsamości? Bo kim narrator tak naprawdę jest? Żydem? Arabem? A może Polakiem?
W Klasztorze narrator odwiedza Izrael, aby wziąć udział w ślubie swojej siostry, której wybrankiem stał się ortodoksyjny Żyd. Siostra, wychowująca się tuż obok niego, nagle się zmienia. Zaczyna recytować frazy w jidysz, studiować Biblię, nosić zupełnie inne stroje, zasłaniające prawdziwą ją, pokazujące raczej religię niż tożsamość, a jej język staje się błahy i szorstki. Już samo zwiedzanie Izraela jest dla narratora dyskomfortem. Czuje się tutaj obco, mimo iż płynie w nim izraelska krew. Ponadto zostaje nam przedstawiony jego dziadek, który przez całe życie upierał się, że na jego ramieniu wytatuowany jest numer telefonu, żeby – jak sam stwierdził – nie zapomnieć go. Żałoba zaś rozpoczyna się powrotem do rodzinnej Gwatemali i traktuje w głównej mierze o rozwikłaniu tajemnicy śmierci brata ojca – Salomóna, po którym zostały tylko wyblakłe fotografie. W tym celu narrator podróżuje, szuka śladów wuja – także i w Polsce. Odwiedza Auschwitz, gdzie próbuje zgłębić historię własnej rodziny. Nie potrafi jednak dotrzeć do żadnych konkretnych poszlak. Jak to możliwe, skoro jest pewien tego, że przodkowie tam właśnie przebywali? Okazuje się, że posługiwano się żydowskimi odpowiednikami imion. W ogóle już sam fakt zmiany imion – raz na żydowskie, raz na arabskie, raz jeszcze na hiszpańskie – staje się pretekstem do rozmyślań na temat tożsamości. Kim w końcu był Salomón? Gwatemalczykiem? Żydem? A kim jest wobec tego narrator? Z jaką nacją ma się identyfikować?
Lektura Klasztoru. Żałoby sprawiła, że sama miałam jeden wielki mętlik w głowie. Jeśli musiałabym określić, co czułam po jej skończeniu, powiedziałabym, że zaskoczenie. Nie spodziewałam się takiego podejścia do tematu, tak osobistej wyprawy po ścieżkach pamięci, historii i drzewie genealogicznym rodziny. Ta mroczna, tajemnicza, wielowątkowa, nieco mglista historia o dziedziczeniu traumy to prawdziwa literacka uczta. Narrator zadaje dużo pytań, sam nie wie, jak na nie odpowiedzieć. Co więcej – zmusza czytelnika do tego, by się zastanowił i to także nad własnym życiem, własną historią i własną tożsamością. Sam nie wie, jak ma się określić – raz twierdzi, że nie jest Żydem wcale, raz, że jest Żydem niereligijnym. Zagubienie, labirynt życia, chęć odkrycia siebie, ale również próba zrozumienia tego, co wydarzyło się długo przed nim, obejmują największą część utworów Halfona. Ale może właśnie nie to jest sednem tej opowieści? Może powinniśmy zwrócić uwagę na to, że w zasadzie nieważna jest płynąca pod naszą skórą krew, ale wartości, jakimi się kierujemy?
Anna Lala