Czy milczenie naprawdę jest złotem?
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 29 kwietnia 2021
Ignacy Karpowicz jest jednym z tych pisarzy, którzy na warsztat biorą różnorakie relacje międzyludzkie oraz niejednoznacznych bohaterów, posiadających swoje za uszami. W swojej najnowszej książce pod tytułem Cicho, cichutko, wydanej czternastego kwietnia nakładem Wydawnictwa Literackiego, skupia się na tym, jak niejednoznaczna przeszłość wpływa na teraźniejszość bohaterów.
Z grubsza rzecz ujmując, najnowsza powieść Ignacego Karpowicza opowiada o Michale, który wraz ze swoją przybraną matką Anną szukają swojego miejsca w świecie. Tylko, że jest to historia opowiedziana od końca, ponieważ najpierw zapoznajemy się z ogólnym opisem głównych bohaterów i ich współczesnego żywota, natomiast wraz z rozwojem akcji mamy do czynienia z wydarzeniami, które doprowadziły do początku całego opowiadania.
Jednakże to język i sposób formułowania zdań wydaje się być ważniejszy od historii odsłanianej na kolejnych kartach książki. Nawet na pewnym jej etapie autor (który jawi się tutaj jako główny opowiadacz) stwierdza, że wpadł razem z bohaterami w swego rodzaju „pułapkę formy”. Polega ona na tym, iż klarowność tekstu nijak ma się do prawdziwej historii danej postaci. Zwraca to uwagę czytelnika na samą formę opowiadania historii i ukazuje, jak odpowiednio ułożone słowa wpływają na odbiór danego dzieła.
Pomimo pewnego skomplikowanego procesu pisarskiego, jaki towarzyszył twórcy, przez Cicho, cichutko płynie się sprawnie i dość przyjemnie. Jeżeli można tak mówić o jakiejkolwiek przyjemności wynikającej z umierania człowieka i niepogodzenia się z pewnymi tragicznymi wydarzeniami z przeszłości. Tak naprawdę omawiana książka nie jest historią dwójki ludzi, tylko raczej opowieścią o żmudnym i trudnym procesie godzenia się ze swoimi demonami i śmiercią bliskiej osoby.
Ta ostatnia kwestia wybrzmiewa najbardziej w pierwszej części powieści. Został tam ukazany jeden z prawdziwszych obrazów powolnego i wyniszczającego wszystkich procesu odchodzenia z tego świata. Jednocześnie obraz ten nie został w żaden sposób ubarwiony i przekłamany – mamy tutaj do czynienia z prawie że dokumentalną prawdą (dla niektórych może objawioną) na temat tego, co się dzieje ze światem, gdy ktoś przechodzi w objęcia Morfeusza. Jak to stwierdził jeden z bohaterów: Etyka umierania nie istnieje oraz Umieranie nie jest godne podziwu. Karpowicz silnie walczy z ideą Ars bene moriendi i walczenia z chorobą do samego końca. Autor doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że przedstawia rzeczy takimi, jakie są one w rzeczywistości. I prawdopodobnie dzięki temu ta książka ma aż tak silny wydźwięk, co dodatkowo nie podnosi nikogo na duchu.
Podsumowując, przez historię Anny i Michała płynie się dość sprawnie, a ich losy są na tyle interesujące, że (zwłaszcza w drugiej połowie powieści) czyta się tę historię z zapartym tchem. I nie przeszkadza fakt, że niektórych rzeczy możemy się domyślać wcześniej, niż zostały one wytłumaczone na kartach książki. Polecam Wam zapoznać się z tą jakże fascynującą opowieścią o niespełnionych marzeniach i zdradzonej dumie. Najnowsza książka Karpowicza ma swoje mniejsze lub większe problemy, natomiast nie są one na tyle duże, aby przeszkodzić w dobrym odbiorze lektury.
Ocena: 6/10
Tekst: Iwona Dominiec