Chłopi nie tacy znowu idealni
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 5 lutego 2024
Wielkie głosy zdumienia dało się słyszeć przed paroma tygodniami w naszym małym polskim artystycznym świecie. Film animowany w reżyserii Doroty Kobieli i Hugh Welchmana pt. Chłopi, polski kandydat do tegorocznych Oscarów, nie znalazł się na shortliście w kategorii „Najlepszy film międzynarodowy”, co ostatecznie niweczy jego szansę w walce o złotą statuetkę z tytułami z innych krajów. Chociaż osobiście uważam, że dużo lepszym i pewniejszym kandydatem byłby dramat Agnieszki Holland (recenzowany zresztą przeze mnie ostatnio), to mimo wszystko trzymałem mocno kciuki za animację twórców Twojego Vincenta i naprawdę życzyłem im tej nominacji. Nie będę tutaj udawał zaskoczonego, gdyż sam film, chociaż według mnie nawet udany, nie jest dziełem wybitnym. Polska widownia była jednak w większości zachwycona, czego przykładem jest m.in. nagroda publiczności w Gdyni. Moje odczucia po wyjściu z kina nie były już tak entuzjastyczne, dlatego też będę chciał w tym tekście wyrazić w kilku(set) zdaniach swoją opinię o naszym kandydacie do Oscara i do tej beczki miodu dodać odrobiny łyżki dziegciu. Wszyscy, którzy pokochali ten film i nie chcą sobie niszczyć tego pięknego obrazu, proszeni są o wyjście, pozostałych zapraszam poniżej. Pan maruda będzie recenzował!
Jesień – powtórka z Reymonta
Fabuła reymontowskiej „epopei chłopskiej” jest znana chyba każdemu, kto kiedykolwiek przygotowywał się do matury. Katowani przez polonistów kilkuset stronnicową powieścią, napisaną w dodatku stylizowanym językiem, musieliśmy poznać ogólny zarys historii oraz główną problematykę tego nagrodzonego Noblem dzieła. Dla tych jednak, którzy nie zgłębiali jego treści tak głęboko lub po prostu wyparli je ze swojej pamięci, służę pomocą. Władysław Reymont stworzył na kartach swojego magnum opus wielką panoramę polskiej wsi okresu Młodej Polski. Bardzo szczegółowo zaprezentował tryb życia ludności chłopskiej na przestrzeni czterech pór roku, przywiązując wielką uwagę do zwyczajów, tradycji wiejskich i obrzędów liturgicznych.
Pośród drobiazgowych opisów kwitnących sadów jabłoni czy gruszy, złocistych pól pszenicy oraz pasących się krów i orzących koni, noblista pokazał, w sposób bardzo dosadny, obraz nas samych, ludzi. Posłużył się przy tym wieloma barwnymi postaciami, jednak pierwsze skrzypce w Chłopach grają przede wszystkim: dwóch wrogo do siebie nastawionych panów Borynów, ojciec Maciej i syn Antek, oraz Jagna, której romansowe podboje doprowadziły ostatecznie do (UWAGA: SPOILER!) wygnania i upokorzenia przez społeczność wiejską. Wokół tego trójkąta toczy się główna oś fabularna, która została przez Reymonta bardzo zgrabnie wpleciona w codzienność życia mieszkańców Lipiec.
Zima – streszczenie na dużym ekranie
Jak animacja Doroty Kobieli i Hugh Welchmana poradziła sobie z prozą młodopolskiego pisarza? Czy fabuła jest wciąż tak dobra, jak w książkowym oryginale? Wszyscy pamiętamy Twojego Vincenta, który zachwycał formą opowiedzianej historii. Czasami jednak zapominamy o treści tego dzieła, a dokładnie jej banalności. Nie da się ukryć, że był to jedynie pretekst to tego, by za pomocą obrazów van Gogha przedstawić w miarę zwięzłą opowieść, nie starając się, by sama fabuła była zaskakująca, a postacie wielowymiarowe. Nie miałem wtedy z tym problemu. Byłem zachwycony formą i nie potrzebowałem niczego innego w zamian. Natomiast zaadaptowanie nagrodzonej Noblem powieści wzbudziło moje nadzieje na dostanie dobrze napisanego scenariusza. Jak wyszło? Jest lepiej, ale do ideału wiele brakuje. Przede wszystkim dla mnie, jako osobie znającej literacki pierwowzór, jest to opowieść niepełna, wręcz wybrakowana, obgryziona wokół niczym jabłko z sadu Borynów. Twórcy pozostawiają nas, widzów, tylko z samym trzonem dzieła, który chociaż istotny, nie oddaje w pełni jego przesłania i mocno ogranicza filmowe przeżycie. Film ma w zasadzie tylko jeden wątek i jest nim historia Jagny. Już w samej książce była ona postrzegana jako symbol nowoczesności i sprzeciwu wobec tradycjonalizmu, więc nic dziwnego, że we współczesnej adaptacji zostanie ona jeszcze bardziej wystawiona na pierwszy plan i wykreowana na jedyną protagonistkę filmu.
Działa to niestety na niekorzyść pozostałych bohaterów. Maciej i Antek Borynowie zostają sprowadzeni do poziomu postaci drugoplanowych, a pozostali mieszkańcy wsi Lipiec pełnią niemalże rolę epizodyczną. Nie wspominając o tych, którzy zostali całkowicie pominięci przez twórców filmu. Nie zobaczymy więc w tej animacji rozpoczynającego pierwszy rozdział dialogu między proboszczem a wędrującą Agatą czy pamiętnej sceny odcinania nogi przez parobka Kubę, gdy w tle gra głośna muzyka weselna. Szkoda, bo to bardzo filmowe sceny i dobrze by wyglądały na dużym ekranie. Niewiele miejsca poświęca się również ludowym zwyczajom czy codziennym obowiązkom wiejskiej społeczności, a szkoda. Była to niezwykle istotna część reymontowskiej prozy, która, chociaż nie pchała znacząco fabuły, to jednak pozwalała nam lepiej zanurzyć się w tym świecie.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że adaptacja nie musi być w stu procentach wierna książkowemu pierwowzorowi, a kino i literatura to dwa różne media, dlatego też potrzebują innych środków wyrazu. Realizacja animacji trwała dosyć długo, bo aż trzy lata, więc gdyby chciano oddać wszystkie poboczne wątki oraz barwne szczegółowe opisy przyrody z nomen omen dosyć grubej powieści, to film trwałby wieki, a jego produkcja ciągnęłaby się dekadami. Wszystko to jest dla mnie zrozumiałe; mój główny zarzut dotyczy tego, że Chłopi w reżyserii Doroty Kobieli i Hugh Welchmana nie oferują niczego w zamian. Fabuła gna szybko, niczym klucz żurawi odlatujących do ciepłych krajów, nie dając nam czasu na refleksje. Co z tego, że książkowy podział na pory roku został zachowany, skoro w żadnej z tych scenerii nie zostajemy na długo. Ograniczamy się jedynie do jednej, aczkolwiek ważnej postaci. Sama historia Jagny (granej przez Kamilę Urzędowską) jest napisana dobrze i czerpie z Reymonta to, co najlepsze, jednocześnie dodając kobiecie większej głębi oraz wieloznaczności, co sprawia, że ocena moralna poczynań tej bohaterki nie jest tak łatwa, jak na lekcjach języka polskiego w „ogólniaku”. Szkoda tylko, że poza tym wątkiem nie dostajemy od scenarzystów więcej materiałów fabularnych do takich ocen. Tekst źródłowy napawał nadzieją.
Wiosna – Młoda Polska jak z Instagrama
Fabuła fabułą, ale podobnie jak w przypadku Twojego Vincenta, to nie ona jest najważniejsza w tytułach sygnowanym nazwiskiem Welchmana. Tutaj liczy się forma! Adaptacja powieści Władysława Reymonta została wykonana taką samą techniką jak film o impresjonistycznym holenderskim malarzu. Informacja o tym, w jaki sposób zostały wykonane wspomniane dwie animacje, zdążyła już obejść cały Internet, ale dla tych kilku osób, które jakimś dziwnym trafem nie trafiły na materiały zakulisowe opublikowane na YouTube, napiszę krótko, jak wyglądała realizacja obu tych tytułów.
Na samym początku twórcy nagrywali kamerami odgrywających swoje role aktorów w pełnym kostiumie i charakteryzacji. Grali oni najczęściej na zielonym tle z wykorzystaniem symbolicznej dekoracji, a gdy cały materiał filmowy został już nakręcony, przychodził czas na najważniejszy etap produkcji. Wtedy to zespół utalentowanych artystów malował każdą klatkę filmu jako pojedynczy obraz. Gdy już wszystkie były gotowe, układało się je w odpowiedniej kolejności, tworząc animację. Sama technika z opisu wygląda na pracowitą oraz czasochłonną i taka właśnie jest, więc za sam trud włożony w przygotowanie tych dwóch filmów należą się brawa dla twórców, a przede wszystkim dla zespołu malarzy.
Mam jednak pewne problemy z odbiorem efektu tej ciężkiej pracy. O ile w przypadku Twojego Vincenta taki wybór formy opowiadania historii był moim zdaniem w pełni umotywowany (widzieliśmy świat w taki sposób, w jaki widział go Vincent van Gogh, tworząc swoje impresjonistyczne obrazy), tak w przypadku Chłopów uważam to za zbyteczne. Technika ta nie wnosi za wiele do interpretacji i stanowi jedynie ciekawy efekt wizualny. Mamy tutaj odwołania do wielkich mistrzów pędzla i płótna z czasów Młodej Polski, głównie do obrazów Józefa Chełmońskiego, jak Bociany czy Babie lato. W przeciwieństwie jednak do dzieł Vincenta van Gogha, które przedstawiały rzeczywiste postacie i miejsca, znane osobiście holenderskiemu malarzowi, tutaj młodopolskie obrazy wydają się wrzucone na siłę. Poza tym styl autora Słoneczników czy Gwiaździstej nocy jest na tyle charakterystyczny i wyjątkowy, że miało się wrażenie nie oglądania filmowej rzeczywistości, a podziwiania jego kultowych obrazów w ruchu. Styl wykorzystany w Chłopach jest już znacznie bliższy realizmowi. Widzimy znanych nam z twarzy aktorów namalowanych za pomocą farb i pędzla w sposób jak najbardziej zbliżony do rzeczywistości. Daje to niestety okropny efekt, przywodzący na myśl darmowe filtry na Instagramie czy Tik-Toku, z których to korzystają młodzi ludzie. Tracimy przez to z oczu pracę tysięcy artystów, którzy brali udział w realizacji tego tytułu. Odnoszę dziwne wrażenie, że nie taki był zamiar twórców.
Lato – chwile radości
Mój tekst ma w swoim założeniu uwypuklić to, co negatywne w tym filmie; pokazać inne spojrzenie na to docenione w kraju dzieło. Mówiąc bardziej kolokwialnie: trochę pomarudzić. Nie oznacza to jednak, że jest to beznadziejny tytuł, którym nie warto zaprzątać sobie myśli i tracić cennych minut swojego życia. Z tego też powodu nie będę się tutaj rozpisywał o pozytywach. Znajdziecie ich wiele w innych recenzjach. Chciałbym mimo to wyróżnić dwie osoby, które dodały trochę jasnego koloru w tym niezbyt dobrym obrazie filmowym.
Pierwszym nazwiskiem jest Mirosław Baka. Aktor miał przed sobą duże wyzwanie, nie tylko mierząc się z książkowym oryginałem, ale także (a może nawet przede wszystkim) z poprzednim odtwórcą roli Macieja Boryny, czyli Władysławem Hańczą. Bałem się czy podoła temu trudnemu zadaniu i uniknie porównań do zmarłej legendy kina oraz teatru. Na całe szczęście Baka wykorzystał swoje bogate doświadczenie aktorskie i nie naśladując sposobu gry Hańczy, stworzył nową interpretację Boryny. Jego bohater, mimo posiadania znacznie mniej przyjaznej twarz od kreacji z lat 70., ma jednocześnie znacznie więcej cech ludzkich. pokazując na ekranie całą gamę emocji od gniewu, przez strach, na smutku kończąc. Wszystko to ukryte jest w małych gestach: w delikatnych ruchach ust czy przymrużonych oczach, które na szczęście nie zostały utracone przez artystów malujących kadry z jego postacią.
Drugą osobą jest Łukasz Rostkowski, znany bardziej jako L.U.C., producent muzyczny i kompozytor odpowiedzialny za ścieżkę dźwiękową do nowych Chłopów. Może się to wydawać dla wielu paradoksem, ale film, który w założeniach miał głównie zachwycać swoimi malowniczymi kadrami, tak naprawdę za największy swój atut może uważać muzykę. L.U.C. stworzył utwory przesycone kulturą słowiańską niczym z Wiedźmina od CD Projekt RED. Zaprosił również wielu innych muzyków, jak Kayah czy zespół Kwiat Jabłoni, by wykonali kilka zapadających w pamięć piosenek (Jesień – tańcuj i Koniec lata wciąż słucham dobrych kilka tygodni po premierze), których słowa są zaczerpnięte wprost z kart powieści (można by ironicznie rzec, że chociaż w tej kwestii trzymają się litery oryginału). Głęboko pragnę, by muzyka z tego filmu przetrwała długie lata i żyła własnym życiem, nawet w oderwaniu od filmu, do którego została ona napisana, bo na pewno na to zasługuje.
Ja tymczasem kończę ten mój już i tak przydługi wywód. Zawarłem w nim chyba wszystko, co chciałem wyrazić o najnowszym dziele Doroty Kobieli i Hugh Welchmana. Jeśli miłośnicy tego tytułu postanowili zaryzykować, czytając ten artykuł do końca i czują się nim urażeni, to mogę ich jedynie przeprosić i jednocześnie zazdrościć tak pozytywnego odbioru nowych Chłopów. Chciałbym, żeby moja opinia była lepsza. Na to wskazywały zapowiedzi.
Bartłomiej Misiuda