Anime w kinie, czyli recenzja Belle
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 23 kwietnia 2022
Jeśli jeszcze możecie gdzieś dorwać ten film w kinie, to idźcie na Belle. Skrajnie rzadko dochodzi do sytuacji, w której polski widz ma szansę obejrzeć anime w kinie, a niedługo będzie również miało premierę Juijutsu Kaisen 0, także na dużych ekranach. Możliwe, że stoimy na krawędzi rewolucji, więc jeśli chcemy być traktowani jak zachód i mieć normalną dystrybucję japońskich animacji, to warto na to zagłosować portfelami. Ponawiam więc komunikat: idź na Belle i pomóż rozwijać się rynkowi anime w Polsce… a tak poza tym, Belle to średniak.
Jeszcze nigdy nie spotkałem się z dziełem, które by tak spolaryzowało krytyków. Widziałem tych, którzy rozpływali się nad każdym elementem filmu, a i takich, którzy wręcz nazywali tę produkcję szkodliwą. Ja natomiast nie wiem trochę co o niej myśleć. Wydaje mi się ona skierowana do innego widza niż ja, uważam bowiem, że Belle znacznie bardziej przypodoba się ludziom nieobytym w kulturze anime.
Jednak piszę tyle o tym filmie, a nie mówię, o czym jest. To historia licealistki Suzu, w realu szarej myszki, która nie przepracowała pewnej traumy z dzieciństwa, natomiast w wirtualnym świecie „U” jest gwiazdą POP-u: Belle. W pewnym momencie jednak w rzeczywistości VR-u pojawia się „bestia” i nasza protagonistka musi rozwiązać zagadkę, kim ona jest.
Zacznę od tego, że gdy czytam opisy historii opowiadającej o możliwości życia w innym wirtualnym świecie, to spodziewam się przestrogi i peanów na cześć prawdziwego życia. Belle nie jest historią z tezą i Internet nie jest tu jednoznacznie dobry ani zły. Internet w tym filmie po prostu istnieje. Nie jest on nawet głównym tematem historii, są nim bowiem relacje międzyludzkie budowane za jego pomocą.
Gdy jesteśmy już przy relacjach, to tu tkwi mój największy problem. Reżyser Belle bowiem kompletnie nie umie się zdecydować, jakie postacie i związane z nimi wątki będą ważne. Mamy przez to kompletny rozgardiasz związany z tempem. Pewne wątki, które były rozwijane bardzo długo i pieczołowicie, urywają się jednym zdaniem. Inne zaś, pojawiające się znikąd pod koniec filmu, okazują się kluczowe i stanowią clue tego dzieła.
To dzieło lubi bawić się oczekiwaniami widza. Ja natomiast wychodzę z założenia, że jeśli dano mi coś, czego się nie spodziewałem, ale było to gorsze niż ta bardziej oczywista opcja, to nie ma się z czego cieszyć. Właśnie tak czułem się przy rozwiązywaniu niektórych zagadek. Miałem w głowie pomysły, które bardziej się „trzymają kupy” niż to, co zobaczyłem.
Jednak podtrzymuję apel: warto iść na ten film. Kwestie wizualne wgniatają w fotel, muzyka przebija cokolwiek, co widziałem w kinie od dawna, a i na kilku scenach może pociec łezka. Uważam też, że dla wielu ludzi, nieznających stylu anime, wiele rzeczy wyda się ciekawymi, nowatorskimi i niezwykłymi i absolutnie nie ma nic w tym złego.
Ocena: Wieloryby w sukienkach (co latają) na 10
Autor: Stankiewicz Szymon