A czy Ty zrobiłeś/aś już coś produktywnego?
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 5 marca 2021
Początek nowego semestru plus rodząca się wiosenna przyroda za oknem zachęca wszystkich (a przynajmniej większość) studentów do nauki i chęci lepszego uczenia się. Jednak czasem, jak to w życiu bywa, nie wszystko wychodzi tak, jak sobie założyliśmy, i przekładamy poszczególne zadania na inne terminy. Książka Get sh*t done. Skuteczne techniki podkręcania wydajności, pokonywania prokrastynacji i zwiększania rentowności Jeffreya Gitomera stara się uświadomić czytelników, co sprawia, że ciągle przekładają rzeczy na później.
Książka Gitomera ukazała się na polskim rynku wydawniczym 24 lutego i została wydana nakładem wydawnictwa Helion w tłumaczeniu Marcina Kowalczyka. Dodatkowo, poza standardowym wydaniem papierowym, możecie sięgnąć po audiobooka i e-booka. Dla każdego coś dobrego i jeżeli chcecie, to możecie sobie wybrać najbardziej pożądaną formę tejże książki. A warto po nią sięgnąć, gdyż książka ukazuje te elementy, które najbardziej wpływają na naszą produktywność i dodatkowo zwraca uwagę na to, co zrobić, aby być efektywniejszym w pracy.
Autorem książki jest facet, który na co dzień zajmuje się mowami motywacyjnymi i dodatkowo jest autorem książek związanych z biznesem oraz trenerem biznesu. I to najbardziej widać w drugiej części książki, a zwłaszcza w rozdziale odnoszącym się do pracy z klientami. Jest to najmniej konstruktywna i najgorsza część całego dzieła, ponieważ nie odnosi się stricte do zarządzania czasem „szarego człowieka”. Może to po prostu mnie ta część nie przypadła do gustu. Wartym wspomnienia jest jeszcze fakt, że Gitomer jest autorem szeregu innych książek związanych z przewodnictwem w firmie czy sprzedażą produktów. Get sh*t done… jest natomiast pozycją odnoszącą się do ukazywania problemów w życiu codziennym, które utrudniają wykonywanie najprostszych czynności.
Na zdecydowany plus dla książki wychodzi pewna płynność jej napisania. Get sh*t done składa się przede wszystkim z różnorakich list, które punktują elementy związane z budowaniem motywacji do pracy i rzeczy w największym stopniu wpływających na naszą prokrastynację. Pojawiają się także „bloki tekstu”, które w bardziej opisowy sposób przedstawiają podejście autora do codziennej pracy. A to wszystko zostało okraszone cytatami, czy to z Gitomera czy innego mówcy motywującego, mające na celu zmotywowanie czytelnika do zmiany podejścia do warunków, w jakich pracuje. Tylko że taka forma narracji nie zawsze się sprawdza i nie wszystko wybrzmiewa tak, jak powinno wybrzmieć.
Jednym z najważniejszych problemów tej książki jest to, że myślenie autora jest jedynym słusznym podejściem do pracy i zarabiania pieniędzy. A przynajmniej tak to wygląda w mojej perspektywie. Gitomer należy do tego starszego pokolenia (rocznik ’46), który nie widzi nic innego poza pracą. Należy mu oddać honor za to, że zwraca uwagę na to, iż trzeba się narobić, aby zarobić. I trzeba zasuwać w pracy przez cały czas i odrzucić wszystkie przyjemności, jakie możemy mieć w życiu. Jedyne książki, jakie mamy czytać to te związane z samorozwojem, jedyne filmy to te z mówcami motywującymi, które ukazują słuszną drogę w dążeniu do celu. Więc możecie odrzucić telewizję, streamingi, social media i wszelkiego rodzaju inne odmóżdżające dzieła, bo tylko odsuwają Was od pracy. Nawet odrzuca weekendowe wyjścia do barów – nie możecie się spotykać ze znajomymi (jakby w dzisiejszych czasach to nie było utrudnione) ze względu na fakt, że te spotkania odciągają Waszą uwagę od pracy.
Możecie oczywiście całymi dniami siedzieć na Facebooku/Instagramie albo oglądać najnowsze produkcje Netflixa, ale żadnej korzyści z tego mieć nie będziecie. A w tym czasie moglibyście zasiąść przed komputerem i popracować nad prezentacją.
W powyższym względzie Gitomer wychodzi na zbyt pewnego siebie człowieka, który uważa, że skoro jemu udało się wypracować taki a nie inny sposób pracy, to czytelnicy też powinni go wdrożyć. Mniej więcej w połowie książki podaje swój początek dnia i twierdzi, że jeżeli jemu przez ponad dwadzieścia lat ten układ przyniósł wiele korzyści, to każdemu czytającemu na pewno też przyniesie sukces. Jest to dość wąskie spojrzenie na otaczającą go rzeczywistość, przynajmniej dla mnie.
Get sh*t done… jest bardzo skoncentrowana na osobie czytelnika, w którym to siedzi niewykorzystany potencjał. Żeby go odkryć, należy skupić się przede wszystkim na tym, jakie mamy w życiu cele i motywacje, które warto sobie szczegółowo opisać i rozpisać, aby były widoczne. I pamiętajcie o tym, że nagroda czy pieniądze nie powinny być nadrzędnymi celami w Waszym życiu. Ważniejsze staje się bycie najlepszym i dążenie do spełnienia wszystkich marzeń, jakie macie. A pieniądze są tylko jednym z kroków do osiągnięcia upragnionego marzenia w postaci wyjazdu na Majorkę czy zakupu najnowszej książki z listy bestsellerów.
Warto wspomnieć też o tym, że w omawianej książce pojawia się kilka „testów” sprawdzających, na jakim etapie „ogarniania życia” jesteśmy, i na co musimy zwrócić uwagę, aby polepszyć swoją wydajność. Są to dość „ludzkie” testy, które uwzględniają osobiste podejście do czytelnika, przez co może on sobie w pełni uświadomić to, co mu zawadza w życiu i co może wyeliminować, aby móc „być najlepszą wersją siebie” i dawać z siebie wszystko.
Pomimo swoich wad (które mogą być wadami tylko dla mnie) warto sięgnąć po Get sh*t done… ze względu na interesujące poruszenie kwestii prokrastynacji i podejścia do kolejnych zadań. Każdy z Was musi sobie wyważyć elementy zawarte w książce Gitomera i zastosować (a przynamniej spróbować) te elementy, które najbardziej się do Was odnoszą. Jest to też dobry punkt wyjścia do dalszych poszukiwań innych dzieł i pozycji, mogących „otworzyć Wam oczy” na aspekty, które chcielibyście w swoim życiu zmienić.
Ocena: 6/10
Tekst: Iwona Dominiec