Austentatious – czyli jak ze sztuki golenia owiec stworzyć powieść Jane Austen
Autor: Redakcja Online dnia: 14 listopada, 2025
Na scenę wychodzi kobieta w czarnej pelerynie, spod której prześwituje ciemno czerwona suknia, przypominająca te ze wszystkich filmów o erze regencyjnej. Publiczność zostaje zapytana o ich „ulubioną nieopublikowaną powieść Jane Austen”. Pada kilka nazw, które zostają w zgrabny sposób i z przekąsem odrzucone. Ostatecznym tytułem, wokół którego improwizowana powieść w stylu Jane Austen będzie mieć miejsce to The art of shaving sheep.
Jako miłośniczka twórczości Jane Austen, o improwizowanym spektaklu, jakim jest Austentatious, słyszałam już wcześniej. W moich najśmielszych snach nie myślałam, że oryginalna West Endowska obsada przyjedzie do Polski w ramach naszego krakowskiego ImpoFest. A w dodatku, wszystko miało być zagrane w oryginale, czyli po angielsku. Myślę, że dodało to jeszcze większego klimatu temu spektaklowi – era regencyjna oraz sama Jane Austen są stricte związane z Anglią, a więc z brytyjskim angielskim. Oczywiście dla tych, którzy angielskiego nie rozumieją, były przygotowane specjalne urządzenia z tłumaczeniem na żywo, za co organizatorom należy się duża pochwała.
Z tymi improwizowanymi spektaklami z reguły jest tak, że chociaż zna się ogólny zamysł, widziało się wiele jego wersji, to doświadczając tego na żywo i tak będziemy zaskoczeni. Ja tak miałam. Wiedziałam, że aktorom tego spektaklu nie brakuje kreatywność, ale przyznam, że czegoś takiego się nie spodziewałam. Historia, wykreowana przez aktorów, opowiadała dzieje dwóch sióstr, Philippy i Tabathy Lamb, które w spadku po zmarłych rodzicach otrzymały stado owiec. Do wioski przyjechał bogaty Lord Blackwell, który był obecnym właścicielem wszystkich domów. Ogłosił siostrom, że poszukuje żony z tego samego stanu co on, aby móc przeżyć miłość, o której tyle czytał. Równocześnie mamy historię zaręczonych Ms. Henley oraz niezdarnego Mr. Sheering, którzy zdają się nawet siebie nawzajem nie lubić.
Spektakl swoim klimatem definitywnie przeniósł mnie do regencyjnej Anglii. Momentami czułam się dosłownie, jakbym oglądała nową adaptację nieznanej nikomu przedtem powieści Jane Austen. Było tam naprawdę wszystko – fenomenalne stroje, muzyka na żywo grana na pianinie i skrzypcach, ale przede wszystkim fabuła, która miała sens, zachowując przy tym wszystkie elementy powieści Jane Austen. Był bal, bogaty i przystojny Lord, który początkowo dba tylko o pieniądze oraz status, a ostatecznie przechodzi wielką przemianę, mezalians społeczny, a także bardzo inteligentne postaci kobiece i oczywiście wielki zwrot akcji na końcu powieści.
Odchodząc trochę od fabuły, a skupiając się na samych aktorach, to ich prawie piętnastoletnie doświadczenie w graniu tego rodzaju spektakli było zauważalne. Momentami miałam wrażenie, jakby cała fabuła była wymyślona i przećwiczona milion razy. Gdyby nie to, że motyw golenia owiec pojawiał się tak często, albo że kilkakrotnie widać było, że aktorzy poprzez dłuższe cisze dają sobie czas do namysłu nad dalszym rozwojem wydarzeń, to w życiu bym nie uwierzyła w to, że jest to spektakl improwizowany. Do teraz jestem naprawdę pełna podziwu dla roboty, która została przez nich wykonana na scenie. Nie jestem nawet w stanie wskazać, który z aktorów według mnie wyróżnił się najbardziej, ponieważ wszyscy byli równie genialni.
Jedyne, do czego mogłabym się doczepić w całym tym spektaklu, był humor. O ile było naprawdę śmiesznie, kilkukrotnie nawet popłakałam się ze śmiechu, to było to momentami zbyt współczesne. Jeżeli buduje się cały klimat powieści Jane Austen, postaci i wydarzenia charakterystyczne dla jej pióra, to spodziewałam się również jej inteligentnego humoru oraz wytykania wad społeczeństwa. Tego mi zabrakło. Ciężko mi bowiem wyobrazić sobie, żeby tak często przytaczała piosenkę Old McDonald had a farm, wydając przy tym odgłosy zwierząt, kiedy któryś z bohaterów wspomniał Pana McDonalda.
Jako ogromna fanka twórczości Jane Austen, która już dawno przeczytała wszystko spod jej pióra, wyszłam ze spektaklu wielce ukontentowana. Moje oczekiwania wobec sztuki były naprawdę wysokie, a prawie całkowicie im sprostano. Mogłam się naprawdę poczuć jak na przedstawieniu zaginionej, nigdy nie wydanej powieści tej wybitnej angielskiej pisarki, jaką była Jane Austen.
Michelle Tunega