„Nasza relacja była meganormalna i bez patosu” – recenzja książki „Synek księdza Kaczkowskiego”
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 28 grudnia 2023
Miłość. Bez wątpienia temat najchętniej wybierany i eksploatowany przez świat sztuki, literatury, filmu. Niektórzy mogliby powiedzieć, że temat banalny i przedstawiony na wszelkie możliwe sposoby. Jednak przestaje być banalny w momencie, gdy okazuje się, że jest wytworem prawdziwego życia. To właśnie życie, a w szczególności to przepełnione burzliwymi, często dramatycznymi kolejami losu, pisze najlepsze i najbardziej nieprzewidywalne scenariusze. Udowadnia, że miłość może przybierać różne formy, wychodzić poza nachalnie narzucone przez popkulturę ramy. Doskonałym tego przykładem jest właśnie „Synek księdza Kaczkowskiego”.
Piotr Żyłka to chrześcijański dziennikarz i redaktor naczelny portalu deon.pl, który podjął się spisania wspomnień jednego z „synków” księdza Kaczkowskiego, czyli Patryka Galewskiego (nazywanego wielokrotnie przez ks. Jana „Dyziem”), będącego żywym przykładem na to, że to właśnie miłość dała mu szansę na szczęśliwe i przepełnione dobrem nowe życie. Książka, która swoją formą przypomina wywiad–rzekę zawiera szczegółowy i niezwykle emocjonalny opis życiorysu Patryka oraz jego relacji z księdzem Janem Kaczkowskim. Warto wspomnieć, że to nie pierwsza styczność dziennikarza ze znanym duchownym. W „Życiu na pełnej petardzie” ks. Jan szczerze opowiedział Żyłce w głównej mierze o swoim życiu, ale również m.in. o polskim Kościele. W jednym z fragmentów „Synka księdza Kaczkowskiego” można dowiedzieć się o pierwszym spotkaniu Żyłki z Patrykiem Galewskim w trakcie jednej z rozmów do „Życia na pełnej petardzie”.
Tę dwójkę polska publiczność miała okazję poznać już w 2022 roku, kiedy do kin wszedł film „Johnny”. Można powiedzieć, że „Synek księdza Kaczkowskiego” to jego uzupełnienie, a wręcz powiedziałabym, że dogłębne rozwinięcie. Patryk nie boi się „nagości” (nagość oznacza w tym przypadku szczerość, obnażenie prawdy o sobie). Nie kreuje się na kogoś kim nie jest, nie koloryzuje rzeczywistości, przedstawia swoje życie takim, jakie było. Opowiedział o trudnym dzieciństwie, kryminalnej przeszłości, pobycie w areszcie, a nawet o dwóch próbach samobójczych. Na szczęście pojawiły się promyki słońca w postaci rozdziału o Żanecie, czyli żonie Patryka, pracy w puckim hospicjum, pełne czułości fragmenty o jego dzieciach, fundacji PaKa oraz o przyjacielskiej, a wręcz ojcowskiej relacji z ks. Janem. Byłoby grzechem, gdybym nie przywołała tutaj jednego z fragmentów dla zobrazowania tej relacji. Poniżej zamieszczam wycinek z jednej z wypowiedzi Patryka, w której opowiedział o przeżyciach w związku z ostatnimi dniami życia ks. Kaczkowskiego:
„Od momentu, kiedy wszedłem do mieszkania rodziny Kaczkowskich na Monciaku, czułem, że ściska mnie w gardle. Jan leżał na łóżku. Nie był w stanie mówić, ale miał jeszcze świadome spojrzenie. Złapałem go za rękę i zacząłem do niego mówić. Że bardzo mu dziękuję, że wszystko, co dobre w moim życiu, zawdzięczam jemu, że dzięki niemu jestem dziś w stanie w tak piękny sposób czuć świat. Obiecałem mu też, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby być najlepszym tatą na świecie. I podziękowałem za to, że on był takim tatą dla mnie. Na koniec dodałem cicho, że go kocham”
Jednym z moich ulubionych i zarazem takich, które zapadły mi w pamięć, zdań jest to, którym Patryk w pewnym momencie scharakteryzował jego relację z ks. Janem:
„Nasza relacja była meganormalna i bez patosu”
Według mnie jest kwintesencją i pełną wizualizacją ich samych. Zdanie, a właściwie dwa kluczowe słowa symbolizują połączenie dwóch skrajnych światów. „Meganormalna”, czyli wyrażenie zdecydowanie bardzo kolokwialne, młodzieżowe, luzackie, wyjęte wprost z jego pierwotnego świata. Drugim bardzo ważnym określeniem jest „bez patosu”. W niektórych aspektach słowo „patos” przywodzi wyłącznie niezbyt pozytywne konotacje. W pierwszej chwili może kojarzyć się z czymś elitarnym, zbyt uduchowionym, bardzo uwznioślonym, czy nawet niedostępnym dla zwykłego zjadacza chleba, a tym bardziej osoby ze świata przestępczego. Jednak otwartość na drugiego człowieka i dobre serce ks. Kaczkowskiego są dowodem na to, że prawdziwa (ojcowska) miłość nie dostrzega różnic. Jest ona pełna egalitaryzmu. Nie mają znaczenia w tym przypadku różnice społeczne, majątkowe, czy chociażby obyczajowe.
Doceniam wstrzemięźliwość i wyczucie Piotra Żyłki. W moim odczuciu sprawdził się świetnie w roli słuchacza. Jest dobrym obserwatorem ludzkich uczuć. Uważnie przyglądał się reakcjom Patryka na jego pytania i zadawał je w taki sposób, że z jednej strony były bezpośrednie, mocne, ale jednocześnie w tym wszystkim nie były nachalne. Ani razu nie odniosłam wrażenia, żeby przekraczał granice swojego rozmówcy. Czytelnik jest nawet świadkiem tego, że w niektórych momentach dziennikarz zaznaczył, że potrzebowali przerwy, aby Patryk uspokoił się i mógł dalej opowiedzieć o trudnej przeszłości. Jednak to co jest najważniejsze jeszcze raz podkreślę: nie było żadnego nacisku i w tym przypadku mogę śmiało stwierdzić, że rola dziennikarza podejmującego się tematyki dotyczącej szczególnie trudnych życiowych przeżyć, dla którego istotny jest rozmówca, a przede wszystkim jego komfort psychiczny, została w pełni zrealizowana.
Pomimo obecności ciężkich wątków (areszt, trudne dzieciństwo, myśli samobójcze, śmierć ks. Kaczkowskiego), ostatecznie książka ta napełniła mnie ogromną ilością ciepła. Piękna, niezwykle wzruszająca i chwytająca za serce opowieść o otworzeniu się na drugiego człowieka, drugiej szansie i przede wszystkim miłości jako remedium na wszystko. To właśnie przez jej brak przeszłość Patryka była pełna bólu i zła. A dla kogo w takim razie jest ta książka? Czy trzeba być katolikiem? Absolutnie nie. Każdy z nas jest człowiekiem, a historia ta opiera się właśnie na człowieczeństwie. Nie jest to pozycja elitarna, lecz zdecydowanie egalitarna. Zupełnie tak jak prawdziwa miłość, na którą każdy zasługuje.
Karolina Harchut