Ostatnia prosta. Podsumowanie 27 kolejki ekstraklasy
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 6 kwietnia 2022
W ostatnim tygodniu odpoczywaliśmy od ligowej piłki na rzecz rozgrywek międzynarodowych. Jak powszechnie wiadomo, reprezentacja pod wodzą Czesława Michniewicza wygrała barażowy mecz ze Szwecją. Ledwo opadł kurz po batalii na Stadionie Śląskim w Chorzowie, a już trzeba wrócić do ekstraklasowej codzienności. Wraz z ostatnim weekendem, można głośno mówić o tym, że rozgrywki zbliżają się niechybnie do końca. Zostało jedynie sześć kolejek. Pogoni udało się wywalczyć pole position, ale najmniejszy błąd może zmarnować wysiłek ostatnich miesięcy. Dobrze wiedzą to zarówno w Częstochowie, jak i w Poznaniu. Ciekawie wygląda również kwestia walki o miejsce premiowane europejskimi pucharami. W styczniu niemożliwym wydawało się, by czwarte miejsce gwarantujące przygodę w Europie, zajął ktoś spoza dwójki Lechia Gdańsk-Radomiak Radom. Fatalna dyspozycja na wiosnę, tym gorsza, że kontrastująca ze świetną jesienią, daje jednak nadzieję w tym aspekcie na końcowy sukces Piasta Gliwice czy Wisły Płock. Jeśli chodzi o spadek, to zdawać by się mogło, że wyklarowało się już trzech głównych kandydatów, choć należy pamiętać o tym, że 6 kolejek to 18 możliwych oczek, a punkty w dole tabeli ważą bardzo dużo, toteż łatwiej wykaraskać się z tarapatów serią paru zwycięstw.
*****
Pogoń Szczecin w sobotę przyjechała do Łęcznej na mecz-pułapkę. Samo określenie mecz-pułapka nigdy nie zostało chyba dobrze wyjaśnione w terminologii piłkarskiej. Ba, uważam nawet, że nie istnieje dobra definicja tego zjawiska. Ja odbieram to jako mecz, na który przyjeżdżasz jako faworyt, drużyna niekwestionowanie lepsza, więc jest na ciebie nałożona nie tylko presja uzyskania dobrego rezultatu, ale również zdominowania tego spotkania. Naprzeciwko zaś pojawia się pułapka, czyli drużyna, która jest o klasę, czy nawet kilka klas słabsza, ale przyparta do muru staje się jak ranny niedźwiedź – krwawiący i szarpany przez psy, ale wciąż śmiertelnie niebezpieczny. Do tego śnieg w wiecznie wietrznej Łęcznej i Bartosz Śpiączka na ataku. Pogoń jednak ten ciężar udźwignęła.
Portowcy już od samego początku ruszyli do ataku i różnica w potencjale obydwu drużyn była zauważalna. Na skrzydłach Fornalczyk i Grosicki z łatwością uciekali obrońcom Górnika. Środek pola również zdominowała Pogoń. Niezły strzał oddał w 7. minucie Sebastian Kowalczyk po dwójkowej akcji z Kamilem Grosickim, ale minimalnie przeniósł piłkę nad poprzeczką.
Już chwilę później, bo w 10. minucie, ponownie ruszył duet Kowalczyk-Grosicki, który stanowi w tym sezonie wspaniały przykład, jak powinna wyglądać współpraca na linii ofensywny pomocnik-skrzydłowy. Po kąśliwym dośrodkowaniu starszego w tym tandemie, piłkę zbił na bok Gostomski, lecz zrobił to niefrasobliwie i futbolówka wylądowała pod nogami zamykającego akcję Fornalczyka. Młodzieżowiec Pogoni nie miał problemu z umieszczeniem jej w siatce z odległości kilku metrów obok leżącego Leandro, Midzierskiego i Gostomskiego, bowiem, w sobie tylko wiadomy sposób, cała ta trójka zderzyła się ze sobą przy interwencji ostatniego i obserwowała bramkę z perspektywy murawy.
Niedługo trzeba było czekać na kolejnego gola dla Portowców, gdyż ten nadszedł już w 19. minucie. Tym razem znów Grosicki miał zbyt dużo miejsca na lewej stronie. Nie był to zbyt dobry mecz dla Rymaniaka. Skrzydłowy Pogoni uderzył (lub dośrodkował, kwestia sporna) z narożnika pola karnego i fantastycznym lobem przerzucił bezradnego Gostomskiego. Piłka wylądowała w samym okienku bramki i była wizualnym fajerwerkiem tego meczu.
Druga połowa przyniosła zmianę w obrazie starcia, bo to Łęczna zaczęła prowadzić grę, a Pogoń została nawet na trochę zepchnięta do defensywy. Lokilo nawet obił poprzeczkę. Liczyłem wówczas na emocje, ale zawiodłem się. Górnik atakował, jednak otworzywszy się, zebrał dwa precyzyjne gongi na twarz. Trzeci cios Pogoń wyprowadziła w 65. minucie. Po kontrze, najpierw strzał Jeana Carlosa obronił Gostomski, następnie dobitka została zablokowana i wreszcie piłkę do bramki Łęcznian wpakował Luka Zahović. Cztery minuty później Kamil Grosicki pokusił się o indywidualny rajd lewą stroną, następnie zgrał piłkę do wbiegającego w pole karne gospodarzy do Żurawskiego, a ten, nie niepokojony przez nikogo, umieścił ją w bramce.
Łęczna niby coś tam próbowała, ale wyraźnie odstawała i mecz zakończył się 0:4 dla Pogoni, która wyraźnie przeważała. Akcje Szczecinian z łatwością przebijały się przez szyki obronne Górnika, ale wydaje mi się, że różnica klas była zauważalna przede wszystkim przy atakach z drugiej strony. Górnik miał bowiem nadzieje i konkretny plan w ofensywie, polegający na rajdach i zejściach do środka Lokilo i Krykuna. Ci byli jednak bez większych problemów kasowani przez znakomitych bocznych obrońców, których asekurował bezbłędny tego dnia duet Malec-Triantaftyllopulous. Nawet jeśli komuś z ataku Łęcznian udało się oddać strzał, to przecież między słupkami był Dante Stipica. Załamać się można.
Pogoń zaprezentowała solidny pokaz siły i utrzymała fotel lidera. Dała również odpowiedź tym, którzy w decyzji o nieprzedłużeniu kontraktu i odejściu po sezonie Kosty Runjaica widzieli upadek marzeń o mistrzostwie. Górnik natomiast pogrążył się w ligowe czeluści i spadł na ostatnie miejsce w tabeli. Utrzymanie zdaje się być teraz dla Łęcznian nierealną mrzonką.
W poniedziałek Kamil Kiereś zrezygnował z pełnienia funkcji trenera w Górniku Łęczna.
*****
W niedzielę meczem do obierania ziemniaków było starcie Termalici Bruk-Bet Niecieczy z Radomiakiem Radom. Ci pierwsi przed tą kolejką okupowali ostatnie miejsce w tabeli, natomiast Radomiak po znakomitej pierwszej części sezonu gra wyraźnie gorzej. Z nieśmiałych myśli o podium zrzucony został do roli drużyny walczącej rozpaczliwie o każdy punkt, by nie dać się wyprzedzić komuś z pretendentów ze środka tabeli na finiszu wyścigu o europejskie puchary. Był to zatem mecz drużyny słabej i zespołu bez formy, czyli tak zwane spotkanie dla koneserów.
Pierwsza połowa to wymiana ciosów, zarówno w sensie okazji bramkowych, jak i ostrych fauli, w które to 45 minut obfitowało. Ani jedni, ani drudzy nie byli jednak w stanie przeważyć szali na swoją stronę. Zagrożenie zaś stwarzali po strzałach z dystansu i stałych fragmentach, co nie tyle świadczy o świetnych defensywach, ale raczej o nieporadności formacji ofensywnych.
Wreszcie status quo udało się przerwać Radomiakowi w 21. minucie. Dopomógł im w tym wydatnie środkowy obrońca gospodarzy, Nemanja Tekijaski, który po dośrodkowaniu Leandro z rzutu rożnego, wpakował piłkę szczupakiem do własnej bramki.
Po tym Radomiak mocno skapcaniał i zdawał się skupiać wyłącznie na obronie jednobramkowego prowadzenia. Termalica prowadziła grę, ale nie była w stanie stworzyć sobie klarownej okazji.
Druga połowa wyglądała podobnie jak końcówka pierwszej. Termalica stwarzała zagrożenie pod bramką Radomiaka, głównie po stałych fragmentach gry, bo fauli i rożnych było w tym meczu całkiem sporo. Drużyna z Radomia odgryzała się natomiast kontrami i długimi podaniami do przodu. Znakomitą sytuację miał w 53. minucie Leandro, lecz zabrakło mu dosłownie centymetrów, by dosięgnąć stopą piłkę zagrywaną przez Angielskiego i wbić ją do pustej bramki.
Moment później, w 55. minucie, z akcją prawym skrzydłem ruszyła Termalica. Tomas Poznar zakręcił się z piłką, po czym wrzucił ją idealnie pomiędzy środkowych obrońców Radomiaka, wprost na głowę Mesanovića. Najlepszy strzelec Termalici wyrównał stan meczu strzałem w prawą część bramki i dorzucił do swojego dorobku ósme trafienie w tym sezonie.
Potem Słoniki miały jeszcze kilka okazji by wyjść na prowadzenie, ale brakowało im skuteczności lub świetnie w bramce wykazywał się Majchrowicz. W doliczonym czasie gry doszło do nerwowej sytuacji i przepychanek, po których boisko z czerwoną kartką opuścił Ayomide z Radomiaka. W ostatniej minucie Termalica miała jeszcze piłkę meczową, ale najpierw w sytuacji sam na sam piłkę w Majchrowicza uderzył Poznar, następnie dobijający do pustej bramki sprzed pola karnego Radwański trafił w słupek, a na koniec dwa strzały z pola karnego zostały zablokowane przez obrońców. Jak pech, to pech.
Koniec końców drużyny podzieliły się punktami. Termalica pokazała, że nadzieja, szczególnie w kwestii utrzymania, istotnie umiera ostatnia. Radomiak natomiast zaprezentował… słabość i wyraźny regres w stosunku do jesieni. Jeśli uda im się utrzymać w walce o europejskie puchary do końca sezonu, będzie to dla mnie lekkie zaskoczenie. Tu trzeba naprawdę silnego wstrząsu, bo coraz bliżej pleców Zielonych jest Wisła Płock, Górnik Zabrze i Piast, a mająca swoje problemy Lechia wciąż prowadzi dwoma punktami.
*****
Cracovia pokonała 2:1 Stal Mielec. Lech Poznań odniósł zwycięstwo 1:0 nad Śląskiem Wrocław.
Po niezbyt porywającym meczu Raków Częstochowa wygrał 2:0 z Wartą Poznań. Piłkarze pod wodzą Marka Papszuna przedłużyli tym samym serię meczów bez porażki do 9.
Legia Warszawa zwyciężyła u siebie 2:1 Lechię Gdańsk. W świetnej formie jest Paweł Wszołek, który dopisał do rubryk kolejne liczby w postaci gola i asysty. Legia na dobre odskoczyła już strefie spadkowej, przewaga nad krakowską Wisłą wynosi już 10 punktów.
Jagiellonia Białystok pokonała 2:1 Zagłębie Lubin. Wisła Kraków zremisowała natomiast z Piastem Gliwice 2:2. Dublet w tym meczu ustrzelił Kamil Wilczek.
W poniedziałkowym starciu na zamknięcie kolejki Wisła Płock pokonała 3:2 Górnika Zabrze.
Za tydzień, w sobotni wieczór, spotkają się ze sobą walczący o mistrzostwo Lech oraz będąca w świetnej formie Legia, co niewątpliwie stanie się wydarzeniem 28. kolejki.
Jan Woch