70. Krakowskie Zaduszki Jazzowe: Marcin Masecki & Boleros
Autor: Redakcja Online dnia: 13 listopada, 2025
Czwartek, 6 listopada 2025, 19:00 | Centrum Kongresowe ICE Kraków
Jest chłodny jesienny wieczór. Wiatr strąca ostatnie liście z drzew, niebo przysłaniają chmury, a Kraków powoli szykuje się do końca dnia. Na osiedlu, po drugiej stronie Wisły od Wawelu, jedynym źródłem światła są pojedyncze latarnie i okna mieszkań, z których dobiega brzęczenie naczyń przygotowywanych do kolacji. Kilka kroków dalej oczom ukazuje się majestatyczna szklana budowla rozświetlająca swoim blaskiem listopadowy mrok. To Centrum Kongresowe, a w nim foyer pełne ludzi w zimowych płaszczach.
Po wejściu można zdecydować się na wybór jednej z dwóch ścieżek. W sali S1 Georg Friedrich Hӓndel, czyli Opera Rara i Semele z towarzyszeniem Capelli Cracoviensis. W sali S2 70. Krakowskie Zaduszki Jazzowe: Marcin Masecki i Boleros. Oba wydarzenia niezwykłe, oba podniosłe i ekscytujące. Myślę, że nie bez przyczyny odbywają się akurat tego samego dnia. Wydaje się, jakby odwieczny dylemat klasyka, czy jazz? musiał zaistnieć i dziś. Jest jednak możliwość odejścia od ścisłego definiowania i stawiania granic między gatunkami. Stworzenie pewnej syntezy różnych stylów, wykonawstwo wielopłaszczyznowe. Tak też określiłabym twórczość Marcina Maseckiego.
Wchodząc do sali S2 już po chwili poczułam, jakbym przeniosła się do innego świata. Znalazłam się na najstarszym festiwalu jazzowym w Europie, a publiczność została zaproszona w podróż do Ameryki Południowej, w podróż niezapomnianą. Tak też wybrzmiały pierwsze dźwięki fortepianu otoczonego światłem reflektora.

fot. Makary Jasiński, Boleros y Masecki
Po chwili delikatny solowy wstęp fortepianu przechodzi w tremolo, a wtedy budzi się cały zespół. Rozpoczęła się opowieść. Marcin Masecki, który nie tylko gra, ale i śpiewa dyrygując zespołem, zaprasza nas do Paragwaju. Wsłuchujemy się w walc Recuerdos de Ypacarai, czyli wspomnienia z randki nad jeziorem Ypacarai. Tam też sensualne solo Eldara Tsalikova na klarnecie otula nas paragwajskim ciepłem, w które zatapiamy się jeszcze bardziej przy solo Miłosza Pieczonki na saksofonie altowym. Stopniowo dynamika narasta i już cały zespół otacza nas ciepłym brzmieniem, zaprasza do spokojnego tańca.
Między utworami zostajemy obdarzeni opowieścią z nieprzerwanym towarzyszeniem fortepianu. Tak też dowiadujemy się o wczesnym dzieciństwie Marcina Maseckiego spędzonym w Kolumbii, dziadkach, którzy poznali się w Buenos Aires podczas II Wojny Światowej oraz muzyce, która była zarówno w domu, jak i na ulicach – w domu mówiło się o Argentynie, a dziadek grał tanga.
Zespół prezentuje materiał z płyty Boleros y Masecki (2025) opierającej się na bolerach, ale to nie tylko bolera, lecz także różne części i gatunki muzyki południowoamerykańskiej. To właśnie na ich podstawie Marcin Masecki stworzył wieloczęściowe dzieło, złożone nie tylko kompozycyjnie, ale i wymagające dużej precyzji i uważności wykonawczej. Nie bez powodu w skład zespołu wchodzą jedni z najlepszych polskich (i nie tylko) muzyków. Staranność intonacyjna, artykulacyjna, spójna barwa i aktywna uważność na wszelkie zmiany tempa i dynamiki – tak powstał dziewięcioosobowy organizm z Maseckim na czele. Tu warto wymienić cały skład czwartkowego koncertu:
Marcin Masecki – aranżacje, fortepian, wokal
Miłosz Pieczonka, Eldar Tsalikov – saksofony, klarnet
Jan Harasimowicz, Brunon Wojnarski – trąbki, flugelhorn
Michał Daszkiewicz, Filip Zgorzelski – puzony
Jan Pieniążek – zestaw perkusyjny
Max Mucha – gitara basowa

fot. Makary Jasiński, Boleros y Masecki
Dalej rozpoczyna się niezwykle ciekawa cumbia autorstwa Marcina Maseckiego, będąca wstępem do pierwszego bolera Cachito. Naprzemienne zmiany tempa i metrum wykonywane są tak zręcznie, że wręcz wciągają słuchacza w dwa równoległe światy na raz. Znaleźliśmy się w Kolumbii, a bogactwo rytmiczne tego regionu zostaje zaprezentowane w fascynujący sposób. Cachito jest już dużo stabilniejsze i w połączeniu z wokalem zdaje się swobodnie płynąć pobudzając całą publiczność do tańca (aż szkoda, że koncert jest na siedząco!), zresztą sami muzycy nie pozostają w bezruchu. Po solo klarnetu orkiestra milknie, zostaje tylko bas i perkusja w prostym metrum dwudzielnym. Tu solo fortepianu jest jakby rozmową dwóch głosów, które po wirtuozerskim dialogu nagle milkną. Następuje całkowita cisza, przełamana crescendo, aż do kulminacyjnego powrotu całego zespołu na temat.

fot. Makary Jasiński, Boleros y Masecki
Mereng to autorska, dynamiczna odpowiedź na muzykę z Republiki Dominikany (merengue to styl dominikańskiej muzyki i tańca). Po dwóch intensywnych minutach, podczas których temat jest prezentowany przez wszystkie sekcje, kompozycja dobiega końca pozostawiając niedosyt. Aż chce się wołać jeszcze trochę!
Drugie podczas tego koncertu bolero to ekwadorskie Amor Sin Esperanza, autorstwa Julio Jaramillo. To opowieść o miłości bez przyszłości, nadziei i sensu. Zaczyna delikatnie i czule saksofon altowy, dołącza już intensywniej reszta zespołu, z partią saksofonów wzbudzającą napięcie i niepokój. Napięcie opada podczas partii śpiewanych, wybrzmiewają jedynie delikatne odpowiedzi instrumentów dętych, a emocjonalnie dominuje smutek. Po chwili jednak wraca partia dęta i gęsto orkiestrowane zakończenie.
Teraz czas na kompozycję wyczekiwaną przeze mnie najbardziej. Miranda (autorstwa Lionela Belasco) przenosi nas walcem do Wenezueli. Znajdujemy się w Trynidadzie i Tobago niedaleko Caracas. Ponownie zastosowany został zabieg prezentacji motywów z tematu w różnych partiach instrumentalnych, jakby zespół przekazywał między sobą prowadzenie. Tu każdy element jest równie interesujący i istotny, jak w mechanizmie zegara. Rytmika ponownie zasługuje na szczególne uznanie. Również solówki nie są przerwami w partyturze, ale mają konkretne znaczenie. Zaczynają się w określonym miejscu i prowadzą w konkretne rejony. Wspólne solo klarnetu oraz altu jest momentem twórczej wolności, lecz nie oderwanej od sekcji, która podąża spójnie za solistami. Dalej przychodzi czas na special chorus, czyli bardzo gęstą, popisową partię saksofonów, przejętą dalej przez trąbki. Jestem pod ogromnym wrażeniem precyzji podczas wykonywania tak trudnej partii. Mam poczucie, że o każdej z aranżacji Marcina Maseckiego można by napisać osobny rozdział książki – tak wiele i tak różnorodnie wydarza się w każdym utworze.

fot. Makary Jasiński, Boleros y Masecki
Meksyk daje nam chwilę odpoczynku i oddechu w walcu Augustina Lary Noche de ronda. To oda, w której podmiot liryczny zwraca się do księżyca z błaganiem, by powiedział mu, gdzie znajduje się jego ukochana. Przez cały utwór przeplatane jest zapytanie ¿Adónde vas?, czyli dokąd idziesz?, powtarzane motywem melodycznym, ale i poprzez śpiew wszystkich instrumentalistów. To delikatne i czułe nawoływanie.
Nagle słyszymy jakby tętent biegnącego konia. Chwilę później dowiadujemy się, że to biegnące po wodzie i tańczące jaszczurki! El Guataco Y La Guataca to cumbia kolumbijska oparta na ludowej melodii. Energicznemu i pełnemu dysonansów tańcowi towarzyszy wspaniale dopasowana praca wirujących światłem reflektorów.
Znów jesteśmy w Meksyku. Podróż jednak dobiega już końca i wsłuchujemy się w jedno z najsłynniejszych boler Bésame Mucho (Consuelo Velázquez). Prosty motyw fortepianu na samym początku jest podstawą dla poruszającego utworu, wzbogaconego o wspaniałe odpowiedzi instrumentów dętych. W części kulminacyjnej zachwyca harmoniczne bogactwo brzmienia zespołu. Na koniec szybka i radosna piosenka z dialogowym nawoływaniem między solowym wokalem Maseckiego a resztą zespołu. Nie obyło się bez owacji na stojąco i ekscytującego bisu w postaci kompozycji Mereng. Wśród publiczności panował zachwyt.
Czwartkowy koncert był jednym z tych znakomicie dopracowanych pod każdym względem. Od niezwykłych kompozycji i aranżacji wykonywanych z najwyższą starannością, przez znakomite partie improwizowane, aż po aspekty wizualne: pracę światłem i garnitury z kwiatami, od których trudno było oderwać wzrok. To nie tylko muzyka, ale i wspaniała podróż zarówno przez poszczególne kraje Ameryki Południowej, jak i ludzkie historie oraz wiążące się z nimi emocje. Wędrujemy przez miłość, namiętność, radość po rozczarowanie, tęsknotę i śmierć – to typowo ludzka, wielopłaszczyznowa i kompleksowa muzyczna opowieść. Chodzą słuchy, że Boleros mają jeszcze mnóstwo fascynujących podróży do zaoferowania.
Weronika Kuś
Jazzgot
Organizatorem wydarzenia była Fundacja Krakowskie Zaduszki Jazzowe
https://krakowskiezaduszkijazzowe.eu/
Zdjęcie w tle: Makary Jasiński, Boleros y Masecki