Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Nowojorski vibe

Autorstwana 28 kwietnia 2020

„Co za nowojorski vibe, Mobb Deep mógłby nawinąć”. Taki komentarz widnieje w serwisie YouTube pod jednym z nagrań z płyty Erozje kwartetu Błoto. Trudno o krótszą i bardziej trafną recenzję tego albumu.

Historią Błota rządzi przypadek – to zdanie, w różnych konfiguracjach składniowych, rozpoczyna większość rozważań o debiutanckim wydawnictwie kwartetu. A zupełnie poważnie: cała ta opowieść o przypadku jest trochę osnutą aurą tajemnicy grą, jaką prowadzą ze słuchaczami członkowie zespołu, ale faktem jest, że do powstania grupy nie doszłoby, gdyby nie pewne zrządzenie losu. W lecie 2018 roku wrocławski septet EABS (z którego Błoto się wywodzi) był w trakcie ogólnopolskiej trasy koncertowej, pomiędzy występami w Brzegu Dolnym, Łodzi i Sopocie wypadał akurat jeden dzień wolny. W drodze do Trójmiasta skład zespołu powoli się kurczył, w samochodzie po pewnym czasie zostali tylko Marek Pędziwiatr (instrumenty klawiszowe i syntezatory), Paweł Stachowiak (bas), Marcin Rak (perkusja), Olaf Węgier (saksofon tenorowy) oraz Maciej Jakimiuk (w zespole odpowiedzialny za realizację dźwięku). Przypadek? Być może, ale na pewno większym przypadkiem było to, że po drodze do Sopotu przyszli muzycy Błota wstąpili do studia nagraniowego (które akurat jakimś dziwnym trafem znajdowało się w okolicy) i natychmiast, napędzani świeżymi pomysłami zrodzonymi w drodze, rozpoczęli próby. W ten sposób narodziło się Błoto, a w trakcie tej sesji kolektywnej improwizacji zarejestrowano album Erozje.

Muzyka kwartetu leży na pograniczu jazzu i hip-hopu, czyli mniej więcej w tych samych rewirach, co twórczość EABS w pełnym składzie. Błoto wydaje się jednak w większym stopniu kłaść akcent na hip-hop. Jednym z ich pierwszych występów scenicznych był koncert poświęcony pamięci rapera J Dilla, producenta z Detroit, którego twórczość (również miejscami nawiązująca do jazzu) wywierała wielki wpływ na wczesne kompozycje EABS; była wręcz, jak piszą, jednym z najważniejszych rozdziałów muzyki ich pokolenia. Nagrania Błota osadzone są w brutalnym brzmieniu lat 90-tych. To jazzowa reinterpretacja hip-hopu, muzyka brudna, bezkompromisowa, jej siłą jest perkusja i bas, niezmordowanie wytyczające wściekły, nerwowy rytm. W tym sensie to trochę głos przeszłości, Błoto wychwyca atmosferę czasów, do jakich nawiązuje, atmosferę pełną podziałów, różnych naprężeń i niepokojów.

Te czasy powracają, a Erozje są ich dźwiękową reprezentacją. Chyba najlepiej się tej płyty słucha od samego początku do samego końca – to fantastycznie spójna opowieść – ale uczciwie trzeba dodać, że nie jest to do końca takie łatwe. Brzmienia są tutaj niespokojne, rozedrgane, momentami nawet agresywne, ale przede wszystkim narzucają mordercze tempo. Błoto gna przed siebie nie oglądając się na nic, ani na nikogo. Otwierające album „Kałuże”, utrzymane w nurcie fusion, to tylko cisza przed burzą. Im dalej w album tym szybciej, ostrzej i bardziej intensywnie, dźwiękowa zawierucha wytraca tempo jedynie w „Bielicach” (utrzymanych w bardziej tradycyjnym tonie) i refleksyjnych, prawie żałobnych „Ziemiach zdegradowanych przez człowieka”. Poza tymi dwoma dwoma punktami Błoto bębni jak oszalałe, i pod tym względem faktycznie przypomina o muzyce lat 90. Mówiąc krótko, jest w tym albumie czar lat 90., w szczególności nowojorski czar, bo słuchając Erozji trudno uniknąć skojarzeń z nagraniami Tribe Called Quest z tamtego okresu (Midnight Marauders pasowałoby tu chyba najlepiej), czy z serią Jazzmatazz, wydawaną w podobnym czasie przez rapera Guru. Jazzowe sample były zresztą wtedy na albumach hip-hopowych popularne, a Błoto najwyraźniej puszcza oko do słuchacza sugerując, że samo chętnie odnalazłoby się na kilku podobnych wydawnictwach z tamtej dekady. Poza wszystkim to bardzo dobrze przemyślany album, co nie jest wcale takie oczywiste, jak na materiał zarejestrowany w trakcie zaledwie jednego spotkania. To dobrze wyważona i ciekawie poprowadzona historia, z odpowiednio rozłożonymi akcentami. Utrzymuje dobre tempo, ale jednocześnie nie przyprawia słuchacza o palpitacje serca, bo daje też kilka momentów wytchnienia. I sprawia wrażenie bardzo spójnej, zamkniętej całości – spora w tym zasługa kończących album „Gleb brunatnych”, które pozwalają płycie wytracić tempo. Ciekawa propozycja w portfolio Astigmatic Records i kolejny dowód na to, że wytwórnia faktycznie poszukuje innych perspektyw w muzyce. I ma do tego niemały talent.

https://www.youtube.com/watch?v=mj6aOG44dTU

Błoto, Erozje, Astigmatic Records, kwiecień 2020

Tekst: Jan Janczy


Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close